sobota, 14 września 2013

9 Rozdział

-Megan jesteś najważniejszą kobietą, oczywiście zaraz po mojej mamie.-Uśmiechnął się.-NAjważniejszą kobietą w moim zyciu i jeśli mi pozwolisz, chciałbym, aby twoje dziecko nosiło moje nazwisko i aby mogło mówić do mnie tato...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Patrzyłam się na niego ze zdziwnieniem, co mam mu odpowiedzieć?-Czemu chcesz to zrobić? Media nie dadzą ci wtedy spokoju, co zrobisz jak na ulicy podbiegnie do ciebie dziecko z krzykiem? Nie zgodzę się na to, możesz być wujkiem,okey. Ale nie pozwolę, aby twoja kariera ucierpiała na moich błędach, MOICH... Poza tym, niedługo zapomnisz kim jestem.-Stwierdziłam dobitnie.
-Nigdy o tobie nie zapomnę, bo poprostu nie umiem... Mam nadzieję, że nie chcesz wyjechać, bo nie dość, że będę cierpiał ja to ty też. Będę ciebie szukał, a to że jesteś sławna tylko mi w tym pomoże, co wogóle chcesz zrobić ze swoją karierą?
-Czy ja każdemu z was osobna, mam powtarzać to samo? To tylko kontrakt, poza tym nie wyobrażam sobie pracy z dzieckiem, nie wyobrażam sobie życia. Ja już mam tego wszystkiego dość.
-Nie wolno ci tak mówić, rozumiem jesteś młoda twoje plany były inne, ale to się stało. Jeśli nie chcesz wychować tego dziecka, oddaj je po urodzeniu do adopcji. Ale nie skrzywdź go.-Wstał z krzesła i podszedł do drzwi.-Ono już jest człowiekiem, czy tego chcesz czy nie...-I wyszedł, co ja zrobię z tym dzieckiem? Czas pokaże...
*2 tygodnie później, oczami Megan*
Cały pobyt w szpitalu ciągnął mi się niemiłosiernie. Przychodził do mnie "Psycholog" omówić moje problemy, choć właściwie nie rozmwiałam z nikim. Rodzice się do mnie nie odzywają, po tym jak dowiedzieli się, że jestem w ciąży z Georgem, oni nie mogą zrozumieć, że to nie moja wina. A Justin, chyba się obraził, nie wiem... Więc leżałam całe dnie w łóżku, nie odzywając się do nikogo. Gdy wracałam do domu, oczywiście autem prowadzonym przez Ricka, zadecydowałam, że pojadę do siebie. Gdy auto się zatrzymało, wyszłam z niego bez słowa. Weszłam do swojego domu, co mogę teraz robić? Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Ashley. Długo się nie widziałyśmy, po paru sygnałach odebrała.
-Halo?-Odebrała.
-Cześć, Ash masz może ochotę gdzie wyskoczyć?-Zapytałam bez owijania w bawełnę.
-Jasne, długo się nie widziałyśmy, wszystko u ciebie w porządku?
-Tsaaa, może pójdziemy gdzieś na imprezę jak za dawnych czasów?
-Okeyy..-Powiedziała odrobine zdziwiona.-Może o 20:00 pod Hollywood Plaza?
-Spoko, to pa.
-Narazie.
Rozłączyłam się i pokierowałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki przysznic. Gdy spod niego wyszłam zaczęłam się przygotowywać, efekt końcowy wyglądał tak:

Mam dość życia grzecznej dziewczynki, moje życie dopiero teraz się zaczyna. O godzinie 20:00 byłam już w środku klubu, w miejscach dla vipów. Po chwili dosiadła się do mnie Ashley.
-Kochana, ale sexi chiuchy! Chyba chcesz się zabawić?-Zabawnie poruszyła brwiami.
-Mam dość swojego życia, zaczynam coś nowego!-Krzyknęłam, bo włączono muzykę.
-I tak długo wytrzymałaś...-Stwierdziła i w tym momencie podszedł kelner z drinkiem.-ohohooh, widać już zaczynasz, ty i alkohol? Ja chyba pomyliłam przyjaciółkę.
-Oj, nie.-Zaśmiałam się.-Chcesz też?
-Pewnie, poproszę takiego samego.-Zwróciła się do kelnera.-Co u ciebie słychać, ostatnio wiele szumu było o tobie w internecie, to prawda że przez 3 ostatnie tygodnie byłaś w szpitalu?
-Noo, pociełam się, nie ma o czym opowiadać...-Stwierdziłam.-A co u ciebie?
-To co zawsze... Praca, chłopacy, zakupy i tak naokrągło.-Zaśmiała się i w tym momencie doszedł jej drink. 
*1 w nocy*
Razem z Ashley byłyśmy już całkowicie wstawione, co robiłyśmy przez ostatnie godziny? Poznawałyśmy dokładniej DNA innych chłopaków, czyli wymienialiśmy się śliną. Ja przez cały czas, całowałam się z jakimś Chazem, ciągle nawijał, że niedługo będzie jeszcze jego kumpel, jakby mnie to obchodziło, choć może powinno... Nagle przede mną stanął Justin, co on tu do cholery robi? Jednak, większej uwagi na niego nie zwróciłam, powróciłam do poprzedniej czynności. Ale on musiał mnie odczepić od tamtego chłopaka.
-Kurwa, Justin co ty robisz?-Zapytałam wkurzona.
-To chyba ja powinieniem się ciebie spytać... Jesteś całkiem pijana, zapomniałaś że jesteś w ciąży?!-Zapytał równie zdenerwowany.
-Od kiedy jesteś moją żoną? Niech cię to lepiej nie interesuje, to moje życie i moje sprawy! 
-Zabieram cię do domu...
-Zostaw mnie, nie możesz zrozumieć że jesteś dla mnie nikim.  Przestań się mną interesować, znajdź sobie inną dziewczynę, bo ja nie zamierzam nią być, nigdy! Zostaw mnie w końcu w spokoju, jestem tu z przyjaciółką, przyszłam tu aby się zabawić...-Ten w końcu puścił mnie, i zaczął kierować się ku kanapie,przed nią odwócił się do mnie, a ja mu pokazałam środkowy palec.  Zaczęłam szukać Ash po całej sali, po chwili ją zauważyłam, miziała się na kanapie z jakimś chłopakiem. Podeszłam do nich i dopiero wtedy zorientowałam się kto jest tym chłopakiem, no oczywiście! Pociągnęłam dziewczynę za rękę, ona popatrzała się na mnie, jakby miała ochotę mnie zabić.
-Co ty robisz, nie widzisz co robię!-Skrzyczała mnie, a ja końcikiem oczu, popatrzałam na Justina, który patrzył się na mnie, ze skruchą, ughhh jak ja go nie cierpię, przynajmniej tak wtedy myślałam.
-Widzę, właśnie widzę! Idę do domu.-Krzyknęłam do niej.
-Po gówno mi ta informacja?!-Jeszcze chwilę i jej przyłożę. Już się chciałam zamachnąć, ale Bieber chyba zgadł co chcę zrobić, więc mnie złapał i odciągnął.
-Zostaw mnie!-Wrzasnęłam na niego.
-Nie zostawię, kiedy ty wkońcu zrozumiesz, że jesteś dla mnie ważna?-I wtedy wpił się w moje usta, a ja oddawałam pocałunki.-Jedziemy do domu?-Zapytałam zabawnie, poruszając brwiami. Pokiwałam mu głową na zgodę.
*Następnego ranka*
Gdy tylko weszliśmy z Justinem do domu, zaczęliśmy się całować, pokierowaliśmy się do mojej sypialni. I reszty możecie się już domyślić. Teraz chłopak sobie jeszcze śpi, a ja z obolałą głową, wpatruje się w niego... Wygląda tak słodko, powinnam już chyba wstać, według planu powinnam iść niedługo do studia, ale skoro  nie mam menadżera, nie mam obowiązków, co nie? I z takim przekonaniem, dalej leżałam, i rozmślałam o tym wszystkim, dopóki szatyn się nie obudził, i się na mnie nie położył.
-Justin, co ty robisz?

3 komentarze: