-Justin co ty robisz?
-Nic, od dawna nie śpisz?-Zapytał ospanym głosem.
-Od dwuch godzin, mam strasznego kaca, nie pamiętam nic co się działo przed przyjściem do domu.-Powiedziałam niepewnie.
-Lepiej nie pamiętać co robiłaś w tym klubie...-Stwierdził oschłym głosem spojrzał na swój zegarek, zapewne sprawdzał godzinę.-O cholera!-Krzyknął i zaczął zbierać swoją odzież z podłogi.
-Kochanie, co się stało?-Zapytałam wciąż leżąc.
-Muszę jechać do studia, czemu nie wstajesz?
-Nie mam menadżera, nie mam roboty.-Uśmiechnęłam się.
-Wstawaj, tam napewno wszyscy na ciebie czekają.-Skarcił mnie, więc wstałam i ubrałam się w ślimaczym tempie, czułam wzrok Justina na sobie.
*Pół godziny później*
Weszłam powoli do recepcji w studiu, podeszłam do lady.
-Gdzie mam się skierować?-Zapytałam niemiłym tonem.
-Kto pyta?-Zapytała grzecznie sekretarka, która sprawdzała coś w komputerze.
-Kurwa, odlep mordę od monitora to się dowiesz!-Wybuchłam, wtedy ona popatrzyła się na mnie przerażonym wzrokiem.
-Oczywiście, pokój 145 trzeba wjechać windą na 3 piętro, w korytarzu ostatnie drzwi po prawej.
-Wiem gdzie to jest, nie jestem głupia!
-Oczywiście, ja chciałam tylko pomóc...-Tłumaczyła się sekretarka na plakietce było imię Ariana.
-Nie umiesz pomóc, tylko denerwujesz człowieka na dzień dobry.-I zaczęłam kierować się w stronę windy, kontem oka widziałam jak chowa twarz w dłoniach.
*W pokoju oczami Megan*
Weszłam do pokoju, wszyscy byli i siedzieli na swoich miejscach. Bez słowa usiadłam na swoim krześle, wszyscy zwrócili twarz w moją stronę. Pierwszy odezwał się Rick.
-Megan, czemu się spóźniłaś?-Zapytał spokojnie.
-Nie mam menadżera to nie mam pracy, i muszę z wami poważnie pogadać o promocji płyty i tak dalej.-Teraz zwróćiła się Basia.
-Chodzi o to porwanie przez Georga z twojej promocji?-Zapytała niepewnie.
-Tak, skąd wiesz?-Zapytałam przerażona.
-Wszyscy wiedzą, paparazzi widzieli jak wpychają cię do auta, jak zaworzą pod dom Geo, jednak dalej nikt nie wie co się stało.
-George mnie zgwałcił, co najśmieszniejsze, teraz jestem w ciąży...-Powiedziałam uśmiechnięta, gdy inni patrzyli na mnie z nie dowierzeniem i wyedy do pokoju wszedł on.
-Przepraszam was, moja żona dzwoniła coś nie tak z dzieckiem.-I wtedy zobaczył mnie, gdy tylko on wszedł zaczęłam się źle czuć. Zaczęło mi się kręcić w głowie i wkońcu zemdlałam. Gdy leżałam taka nieprzytomna w mojej głowie zaczęły pojawiać się straszne okoliczności tamtego dnia. I nagle obudziłam się w swoim pokoju. Co tu się dzieje? Obok mnie leżał telefon chciałam sprawdził godzinę była 9:00. Wyświetliła mi się także data 15.07, czyli dzień promocji mojej płyty. Czyli to tylko sen???
***************************************************************
Hey, hey, hey
10 rozdział, wiem że krótki, ale według mnie całkiem spoko (:
Aniellka ♥
środa, 25 września 2013
sobota, 14 września 2013
9 Rozdział
-Megan jesteś najważniejszą kobietą, oczywiście zaraz po mojej mamie.-Uśmiechnął się.-NAjważniejszą kobietą w moim zyciu i jeśli mi pozwolisz, chciałbym, aby twoje dziecko nosiło moje nazwisko i aby mogło mówić do mnie tato...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Patrzyłam się na niego ze zdziwnieniem, co mam mu odpowiedzieć?-Czemu chcesz to zrobić? Media nie dadzą ci wtedy spokoju, co zrobisz jak na ulicy podbiegnie do ciebie dziecko z krzykiem? Nie zgodzę się na to, możesz być wujkiem,okey. Ale nie pozwolę, aby twoja kariera ucierpiała na moich błędach, MOICH... Poza tym, niedługo zapomnisz kim jestem.-Stwierdziłam dobitnie.
-Nigdy o tobie nie zapomnę, bo poprostu nie umiem... Mam nadzieję, że nie chcesz wyjechać, bo nie dość, że będę cierpiał ja to ty też. Będę ciebie szukał, a to że jesteś sławna tylko mi w tym pomoże, co wogóle chcesz zrobić ze swoją karierą?
-Czy ja każdemu z was osobna, mam powtarzać to samo? To tylko kontrakt, poza tym nie wyobrażam sobie pracy z dzieckiem, nie wyobrażam sobie życia. Ja już mam tego wszystkiego dość.
-Nie wolno ci tak mówić, rozumiem jesteś młoda twoje plany były inne, ale to się stało. Jeśli nie chcesz wychować tego dziecka, oddaj je po urodzeniu do adopcji. Ale nie skrzywdź go.-Wstał z krzesła i podszedł do drzwi.-Ono już jest człowiekiem, czy tego chcesz czy nie...-I wyszedł, co ja zrobię z tym dzieckiem? Czas pokaże...
*2 tygodnie później, oczami Megan*
Cały pobyt w szpitalu ciągnął mi się niemiłosiernie. Przychodził do mnie "Psycholog" omówić moje problemy, choć właściwie nie rozmwiałam z nikim. Rodzice się do mnie nie odzywają, po tym jak dowiedzieli się, że jestem w ciąży z Georgem, oni nie mogą zrozumieć, że to nie moja wina. A Justin, chyba się obraził, nie wiem... Więc leżałam całe dnie w łóżku, nie odzywając się do nikogo. Gdy wracałam do domu, oczywiście autem prowadzonym przez Ricka, zadecydowałam, że pojadę do siebie. Gdy auto się zatrzymało, wyszłam z niego bez słowa. Weszłam do swojego domu, co mogę teraz robić? Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Ashley. Długo się nie widziałyśmy, po paru sygnałach odebrała.
-Halo?-Odebrała.
-Cześć, Ash masz może ochotę gdzie wyskoczyć?-Zapytałam bez owijania w bawełnę.
-Jasne, długo się nie widziałyśmy, wszystko u ciebie w porządku?
-Tsaaa, może pójdziemy gdzieś na imprezę jak za dawnych czasów?
-Okeyy..-Powiedziała odrobine zdziwiona.-Może o 20:00 pod Hollywood Plaza?
-Spoko, to pa.
-Narazie.
Rozłączyłam się i pokierowałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki przysznic. Gdy spod niego wyszłam zaczęłam się przygotowywać, efekt końcowy wyglądał tak:
Mam dość życia grzecznej dziewczynki, moje życie dopiero teraz się zaczyna. O godzinie 20:00 byłam już w środku klubu, w miejscach dla vipów. Po chwili dosiadła się do mnie Ashley.
-Kochana, ale sexi chiuchy! Chyba chcesz się zabawić?-Zabawnie poruszyła brwiami.
-Mam dość swojego życia, zaczynam coś nowego!-Krzyknęłam, bo włączono muzykę.
-I tak długo wytrzymałaś...-Stwierdziła i w tym momencie podszedł kelner z drinkiem.-ohohooh, widać już zaczynasz, ty i alkohol? Ja chyba pomyliłam przyjaciółkę.
-Oj, nie.-Zaśmiałam się.-Chcesz też?
-Pewnie, poproszę takiego samego.-Zwróciła się do kelnera.-Co u ciebie słychać, ostatnio wiele szumu było o tobie w internecie, to prawda że przez 3 ostatnie tygodnie byłaś w szpitalu?
-Noo, pociełam się, nie ma o czym opowiadać...-Stwierdziłam.-A co u ciebie?
-To co zawsze... Praca, chłopacy, zakupy i tak naokrągło.-Zaśmiała się i w tym momencie doszedł jej drink.
*1 w nocy*
Razem z Ashley byłyśmy już całkowicie wstawione, co robiłyśmy przez ostatnie godziny? Poznawałyśmy dokładniej DNA innych chłopaków, czyli wymienialiśmy się śliną. Ja przez cały czas, całowałam się z jakimś Chazem, ciągle nawijał, że niedługo będzie jeszcze jego kumpel, jakby mnie to obchodziło, choć może powinno... Nagle przede mną stanął Justin, co on tu do cholery robi? Jednak, większej uwagi na niego nie zwróciłam, powróciłam do poprzedniej czynności. Ale on musiał mnie odczepić od tamtego chłopaka.
-Kurwa, Justin co ty robisz?-Zapytałam wkurzona.
-To chyba ja powinieniem się ciebie spytać... Jesteś całkiem pijana, zapomniałaś że jesteś w ciąży?!-Zapytał równie zdenerwowany.
-Od kiedy jesteś moją żoną? Niech cię to lepiej nie interesuje, to moje życie i moje sprawy!
-Zabieram cię do domu...
-Zostaw mnie, nie możesz zrozumieć że jesteś dla mnie nikim. Przestań się mną interesować, znajdź sobie inną dziewczynę, bo ja nie zamierzam nią być, nigdy! Zostaw mnie w końcu w spokoju, jestem tu z przyjaciółką, przyszłam tu aby się zabawić...-Ten w końcu puścił mnie, i zaczął kierować się ku kanapie,przed nią odwócił się do mnie, a ja mu pokazałam środkowy palec. Zaczęłam szukać Ash po całej sali, po chwili ją zauważyłam, miziała się na kanapie z jakimś chłopakiem. Podeszłam do nich i dopiero wtedy zorientowałam się kto jest tym chłopakiem, no oczywiście! Pociągnęłam dziewczynę za rękę, ona popatrzała się na mnie, jakby miała ochotę mnie zabić.
-Co ty robisz, nie widzisz co robię!-Skrzyczała mnie, a ja końcikiem oczu, popatrzałam na Justina, który patrzył się na mnie, ze skruchą, ughhh jak ja go nie cierpię, przynajmniej tak wtedy myślałam.
-Widzę, właśnie widzę! Idę do domu.-Krzyknęłam do niej.
-Po gówno mi ta informacja?!-Jeszcze chwilę i jej przyłożę. Już się chciałam zamachnąć, ale Bieber chyba zgadł co chcę zrobić, więc mnie złapał i odciągnął.
-Zostaw mnie!-Wrzasnęłam na niego.
-Nie zostawię, kiedy ty wkońcu zrozumiesz, że jesteś dla mnie ważna?-I wtedy wpił się w moje usta, a ja oddawałam pocałunki.-Jedziemy do domu?-Zapytałam zabawnie, poruszając brwiami. Pokiwałam mu głową na zgodę.
*Następnego ranka*
Gdy tylko weszliśmy z Justinem do domu, zaczęliśmy się całować, pokierowaliśmy się do mojej sypialni. I reszty możecie się już domyślić. Teraz chłopak sobie jeszcze śpi, a ja z obolałą głową, wpatruje się w niego... Wygląda tak słodko, powinnam już chyba wstać, według planu powinnam iść niedługo do studia, ale skoro nie mam menadżera, nie mam obowiązków, co nie? I z takim przekonaniem, dalej leżałam, i rozmślałam o tym wszystkim, dopóki szatyn się nie obudził, i się na mnie nie położył.
-Justin, co ty robisz?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Patrzyłam się na niego ze zdziwnieniem, co mam mu odpowiedzieć?-Czemu chcesz to zrobić? Media nie dadzą ci wtedy spokoju, co zrobisz jak na ulicy podbiegnie do ciebie dziecko z krzykiem? Nie zgodzę się na to, możesz być wujkiem,okey. Ale nie pozwolę, aby twoja kariera ucierpiała na moich błędach, MOICH... Poza tym, niedługo zapomnisz kim jestem.-Stwierdziłam dobitnie.
-Nigdy o tobie nie zapomnę, bo poprostu nie umiem... Mam nadzieję, że nie chcesz wyjechać, bo nie dość, że będę cierpiał ja to ty też. Będę ciebie szukał, a to że jesteś sławna tylko mi w tym pomoże, co wogóle chcesz zrobić ze swoją karierą?
-Czy ja każdemu z was osobna, mam powtarzać to samo? To tylko kontrakt, poza tym nie wyobrażam sobie pracy z dzieckiem, nie wyobrażam sobie życia. Ja już mam tego wszystkiego dość.
-Nie wolno ci tak mówić, rozumiem jesteś młoda twoje plany były inne, ale to się stało. Jeśli nie chcesz wychować tego dziecka, oddaj je po urodzeniu do adopcji. Ale nie skrzywdź go.-Wstał z krzesła i podszedł do drzwi.-Ono już jest człowiekiem, czy tego chcesz czy nie...-I wyszedł, co ja zrobię z tym dzieckiem? Czas pokaże...
*2 tygodnie później, oczami Megan*
Cały pobyt w szpitalu ciągnął mi się niemiłosiernie. Przychodził do mnie "Psycholog" omówić moje problemy, choć właściwie nie rozmwiałam z nikim. Rodzice się do mnie nie odzywają, po tym jak dowiedzieli się, że jestem w ciąży z Georgem, oni nie mogą zrozumieć, że to nie moja wina. A Justin, chyba się obraził, nie wiem... Więc leżałam całe dnie w łóżku, nie odzywając się do nikogo. Gdy wracałam do domu, oczywiście autem prowadzonym przez Ricka, zadecydowałam, że pojadę do siebie. Gdy auto się zatrzymało, wyszłam z niego bez słowa. Weszłam do swojego domu, co mogę teraz robić? Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Ashley. Długo się nie widziałyśmy, po paru sygnałach odebrała.
-Halo?-Odebrała.
-Cześć, Ash masz może ochotę gdzie wyskoczyć?-Zapytałam bez owijania w bawełnę.
-Jasne, długo się nie widziałyśmy, wszystko u ciebie w porządku?
-Tsaaa, może pójdziemy gdzieś na imprezę jak za dawnych czasów?
-Okeyy..-Powiedziała odrobine zdziwiona.-Może o 20:00 pod Hollywood Plaza?
-Spoko, to pa.
-Narazie.
Rozłączyłam się i pokierowałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki przysznic. Gdy spod niego wyszłam zaczęłam się przygotowywać, efekt końcowy wyglądał tak:
Mam dość życia grzecznej dziewczynki, moje życie dopiero teraz się zaczyna. O godzinie 20:00 byłam już w środku klubu, w miejscach dla vipów. Po chwili dosiadła się do mnie Ashley.
-Kochana, ale sexi chiuchy! Chyba chcesz się zabawić?-Zabawnie poruszyła brwiami.
-Mam dość swojego życia, zaczynam coś nowego!-Krzyknęłam, bo włączono muzykę.
-I tak długo wytrzymałaś...-Stwierdziła i w tym momencie podszedł kelner z drinkiem.-ohohooh, widać już zaczynasz, ty i alkohol? Ja chyba pomyliłam przyjaciółkę.
-Oj, nie.-Zaśmiałam się.-Chcesz też?
-Pewnie, poproszę takiego samego.-Zwróciła się do kelnera.-Co u ciebie słychać, ostatnio wiele szumu było o tobie w internecie, to prawda że przez 3 ostatnie tygodnie byłaś w szpitalu?
-Noo, pociełam się, nie ma o czym opowiadać...-Stwierdziłam.-A co u ciebie?
-To co zawsze... Praca, chłopacy, zakupy i tak naokrągło.-Zaśmiała się i w tym momencie doszedł jej drink.
*1 w nocy*
Razem z Ashley byłyśmy już całkowicie wstawione, co robiłyśmy przez ostatnie godziny? Poznawałyśmy dokładniej DNA innych chłopaków, czyli wymienialiśmy się śliną. Ja przez cały czas, całowałam się z jakimś Chazem, ciągle nawijał, że niedługo będzie jeszcze jego kumpel, jakby mnie to obchodziło, choć może powinno... Nagle przede mną stanął Justin, co on tu do cholery robi? Jednak, większej uwagi na niego nie zwróciłam, powróciłam do poprzedniej czynności. Ale on musiał mnie odczepić od tamtego chłopaka.
-Kurwa, Justin co ty robisz?-Zapytałam wkurzona.
-To chyba ja powinieniem się ciebie spytać... Jesteś całkiem pijana, zapomniałaś że jesteś w ciąży?!-Zapytał równie zdenerwowany.
-Od kiedy jesteś moją żoną? Niech cię to lepiej nie interesuje, to moje życie i moje sprawy!
-Zabieram cię do domu...
-Zostaw mnie, nie możesz zrozumieć że jesteś dla mnie nikim. Przestań się mną interesować, znajdź sobie inną dziewczynę, bo ja nie zamierzam nią być, nigdy! Zostaw mnie w końcu w spokoju, jestem tu z przyjaciółką, przyszłam tu aby się zabawić...-Ten w końcu puścił mnie, i zaczął kierować się ku kanapie,przed nią odwócił się do mnie, a ja mu pokazałam środkowy palec. Zaczęłam szukać Ash po całej sali, po chwili ją zauważyłam, miziała się na kanapie z jakimś chłopakiem. Podeszłam do nich i dopiero wtedy zorientowałam się kto jest tym chłopakiem, no oczywiście! Pociągnęłam dziewczynę za rękę, ona popatrzała się na mnie, jakby miała ochotę mnie zabić.
-Co ty robisz, nie widzisz co robię!-Skrzyczała mnie, a ja końcikiem oczu, popatrzałam na Justina, który patrzył się na mnie, ze skruchą, ughhh jak ja go nie cierpię, przynajmniej tak wtedy myślałam.
-Widzę, właśnie widzę! Idę do domu.-Krzyknęłam do niej.
-Po gówno mi ta informacja?!-Jeszcze chwilę i jej przyłożę. Już się chciałam zamachnąć, ale Bieber chyba zgadł co chcę zrobić, więc mnie złapał i odciągnął.
-Zostaw mnie!-Wrzasnęłam na niego.
-Nie zostawię, kiedy ty wkońcu zrozumiesz, że jesteś dla mnie ważna?-I wtedy wpił się w moje usta, a ja oddawałam pocałunki.-Jedziemy do domu?-Zapytałam zabawnie, poruszając brwiami. Pokiwałam mu głową na zgodę.
*Następnego ranka*
Gdy tylko weszliśmy z Justinem do domu, zaczęliśmy się całować, pokierowaliśmy się do mojej sypialni. I reszty możecie się już domyślić. Teraz chłopak sobie jeszcze śpi, a ja z obolałą głową, wpatruje się w niego... Wygląda tak słodko, powinnam już chyba wstać, według planu powinnam iść niedługo do studia, ale skoro nie mam menadżera, nie mam obowiązków, co nie? I z takim przekonaniem, dalej leżałam, i rozmślałam o tym wszystkim, dopóki szatyn się nie obudził, i się na mnie nie położył.
-Justin, co ty robisz?
piątek, 13 września 2013
8 Rozdział
*Oczami Megan*
Weszłam do domu ze łzami w oczach, pobiegłam do łazienki... Zamknęłam się na klucz, choć za mną szli rodzce.
-Mam dość życia, jestem beznadziejna... Mój najlepszy przyjaciel ode mnie odszedł, przez moją głupotę.-Mówiłam do siebie pod nosem. Wyjęłam brzytwę, którą mój tata się golił.-Zrobić to, czy nie?-Takie pytania chodziły mi po głowie... Jednak zrobiłam to pocięłam się parę razy, aż syknęłam z bólu. Ale dało mi to pewną ulgę, sama nie wiem. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*W szpitalu*
-Halo, słyszy mnie pani?-Zapytał męszczyzna w białym fartuchu.
-Gdzie jestem?-Zapytałam przymrużając oczy, w sali było strasznie jasno, ten błysk poprostu oślepiał, dopiero po chwili zdolna byłam coś zauważyć.
-Jest pani w szpitalu, jak się pani czuje?-Zapytał surowo na mnie patrząc.
-Bywało lepiej, gdzie są moi rodzice?
-Rozmawiają z doktorem, który panią przyjmował po wcześniej akcji, widać pani bardzo lubi zajmować szpitalne łóżko, nie było tu pani nawet całego dnia.
-Przepraszam, ale ja musiałam...
-Co mi pani mówi, musiała pani próbować się zabić?-Ten lekarz już prawie na mnie krzyczał, no no fajna pomoc.
-Nie zamierzam z panem rozmwiać, proszę tylko aby moja mama tu przyszła, nic już więcej nie potrzebuje.-Ten z obrażoną miną wyszedł z sali, musiał oczywiście trzasnąć drzwiami. Jednak spełnił moją prośbę, bo do sali weszła moja mama odziana w zabezpieczający fartuch. Usiadła na krześle, które stało obok mojego łóżka, jednak nic nie mówiła, ta męcząca cisza dawała mi się we znaki.
-Mamo, powiedz coś proszę...-Błagałam.
-Nie rozumiem, jak mogłaś nam to zrobić. Tak bardzo się o ciebie baliśmy razem z tatą, jak Martin wyważył te drzwi, a ty leżałaś na ziemi cała we krwi. Myślałam, że cię stracę, teraz sobie myślę, że to wszystko przez Justina, co on ci właściwie zrobił?-Zapytała, normalnym tonem.
-On właśnie nic, wszystko moja wina... Straciłam go przez własną głupotę, tego już się nie da naprawić.-Zachciało mi się płakać.-Wbiłam nóż w plecy swojemu najlepszemu przyjacielowi.-W tym momencie wybuchłam, nie mogłam już powstrzymywać łez, który cisnęły się pod moimi oczami od czasu tego cholernego gwałtu, od czasu kiedy chłopak ze mną zerwał.
-Nie będę pytać, co mu zrobiłaś. Wiem, że jesteś dobrą dziewczyną i nie zrobiłaś tego umyślnie. Pamiętaj czas leczy rany, jeśli prawdą jest to co mówił w kuchni to poczeka, i przestanie się gniewać napewno wszystko dobrze się ułoży.-Pogłaskała mnie po głowie.
-Nie chcę zniszczyć mu życia, znamy się krótko więc szybko zapomni. Chcę stąd wyjechać...-Postanowiłam.
-Dokąd?-Zapytała przerażona mama.
-Tam gdzie mnie nigdy nie znajdzie, im prędzej zapomni tym będzie lepiej. Niech ułoży sobie życie z normalną dziewczyną, ja zniszczyłam życie wam swoimi problemami, jemu nie chcę.
-Niezniszczyłaś nikomu życia, jeśli chcesz wyjechać dobrze, jesteś dorosła... Ale nie wystraczy jeśli trochę odpoczniesz, masz obowiązki, kontrakt.
-W dupie mam kontrakt! Mam życie, problemy nie obchodzi mnie kontrakt on nie jest ważny!
-Masz obowiązki, których nie możesz się wyrzec, zrozum to. Zresztą, byłam przedchwilą u twojego lekarza... Mam bardzo złe wieści, nie chciałam ci tego mówić, ale skoro jesteś taka dosrosła to przyjemiesz to do wiadomości... Jesteś w ciąży.
-Ale jak to?!-Zapytałam oburzona.-To nie możliwe, przecież z nikim...-Wtedy przypomniało mi się całe ostatnie zdarzenie, wepchnięcie do auta, podjazd pod dom Georga i to co stało się w jego sypialni.Zaczęłam płakać, to niemożliwe, Geo jest ojcem dziecka?
-Kto jest ojcem?-Zapytała mama.-Jesteś dorosła, nie wiem z kim zrobiłaś sobie dziecko, ale przez własną głupotę w wieku 19 lat, zaszłaś w ciąże, a ostrzegałam!-Krzyknęła.-Teraz będziesz tyczeć, co się stało to się nie odstanie. Pewnie, nawet nie wiesz kto jest ojcem, prawda?
-To niemożliwe, to niemożliwe.-Powtarzałam to wkółko, jak osoba chora psychicznie.
-Odpowiesz mi wkońcu? Kto jest ojcem dziecka?
-George! Zadowolona, ojcem mojego dziecka jest mój były menadżer, ta ciąża jest chora, bo zostałam zgwałocona. On chciał mi zniszczyć życie! I zrobił to...-Zaczęłam płakać.
-Ale jak to?-Zapytała zaplątanym głosem. Ale ja już nic jej nie powiedziałam, nie miałam na to siły. Mama bez słowa, wyszła czyli zostałam sama, no może niezupełnie. Jak ja mam niby wychować to dziecko? Jestem młoda, moja kariera się rozkręca. To koniec, moje życie legło w gruzach. Nagle z tych moich rozmyślań wyrwało mnie stukanie do drzwi, olałam to. I wsadziłam głowę pod kołdrę, jednak ktoś wszedł do sali nie reagowałam. Ale coś kazało mi zobaczyć kto to, lekko uchyliłam kołdrę i zobaczyłam Justina. O nie! Napewno mama już mu wszystko powiedziała, co on tu robi?
-Po co to zrobiłaś?-Zapytał głosem, od którego aż chciało krzyczeć się: Przepraszam, jestem idiotką to moja wina. Obiecuję już nigdy więcej tego nie zrobię!
-Ponieważ straciłam wszystko, na czym mi zależało...-Powiedziałam cicho.-Zresztą gdybym mogła powtórzyłabym to, bo zniszczono mi życie.
-Masz na myśli to dziecko?-Zapytał skruszonym głosem.
-Mama ci powiedziała? A prosiłam...
-To nie ona, lekarz, chyba myślał że jestem ojcem dziecka...-Zaśmiał się, ale mi nie było wcale do śmiechu.-Powinnaś się cieszyć, wiesz ile ludzi stara się o dziecko, a im nie wychodzi?
-Ale ja nie chciałam tego dziecka! Zrozumcie to, ja go nie chcę!
-Ale jest twoim dzieckiem, nie ważne kto ojcem... Powinnaś je tak samo kochać, bo ono nie jest niczemu winne.
-Nie jestem gotowa na dziecko... Mam dopiero 19 lat, sama jestem dzieckiem. Nie wyobrażam sobie siebie w roli mamusi, która ma przygotowywać śniadanie dziecku do szkoły.
-Ale jesteś jego mamą, i ten dzidzuś napewno ciebie kocha jak nikogo innego.
-Ty nie rozumiesz co ja przeżywam...
-Może nie do końca, nie zostałem zgwałocony, ale moje serce zostało złamane. Poczułem się jak śmieć.
-Ale nim nie jesteś, wtedy w aucie chciałam ci wszystko wytłumaczyć, ale mi nie pozwoliłeś...
-Megan jesteś najważniejszą kobietą, oczywiście zaraz po mojej mamie.-Uśmiechnął się.-NAjważniejszą kobietą w moim zyciu i jeśli mi pozwolisz, chciałbym, aby twoje dziecko nosiło moje nazwisko i aby mogło mówić do mnie tato...
Weszłam do domu ze łzami w oczach, pobiegłam do łazienki... Zamknęłam się na klucz, choć za mną szli rodzce.
-Mam dość życia, jestem beznadziejna... Mój najlepszy przyjaciel ode mnie odszedł, przez moją głupotę.-Mówiłam do siebie pod nosem. Wyjęłam brzytwę, którą mój tata się golił.-Zrobić to, czy nie?-Takie pytania chodziły mi po głowie... Jednak zrobiłam to pocięłam się parę razy, aż syknęłam z bólu. Ale dało mi to pewną ulgę, sama nie wiem. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*W szpitalu*
-Halo, słyszy mnie pani?-Zapytał męszczyzna w białym fartuchu.
-Gdzie jestem?-Zapytałam przymrużając oczy, w sali było strasznie jasno, ten błysk poprostu oślepiał, dopiero po chwili zdolna byłam coś zauważyć.
-Jest pani w szpitalu, jak się pani czuje?-Zapytał surowo na mnie patrząc.
-Bywało lepiej, gdzie są moi rodzice?
-Rozmawiają z doktorem, który panią przyjmował po wcześniej akcji, widać pani bardzo lubi zajmować szpitalne łóżko, nie było tu pani nawet całego dnia.
-Przepraszam, ale ja musiałam...
-Co mi pani mówi, musiała pani próbować się zabić?-Ten lekarz już prawie na mnie krzyczał, no no fajna pomoc.
-Nie zamierzam z panem rozmwiać, proszę tylko aby moja mama tu przyszła, nic już więcej nie potrzebuje.-Ten z obrażoną miną wyszedł z sali, musiał oczywiście trzasnąć drzwiami. Jednak spełnił moją prośbę, bo do sali weszła moja mama odziana w zabezpieczający fartuch. Usiadła na krześle, które stało obok mojego łóżka, jednak nic nie mówiła, ta męcząca cisza dawała mi się we znaki.
-Mamo, powiedz coś proszę...-Błagałam.
-Nie rozumiem, jak mogłaś nam to zrobić. Tak bardzo się o ciebie baliśmy razem z tatą, jak Martin wyważył te drzwi, a ty leżałaś na ziemi cała we krwi. Myślałam, że cię stracę, teraz sobie myślę, że to wszystko przez Justina, co on ci właściwie zrobił?-Zapytała, normalnym tonem.
-On właśnie nic, wszystko moja wina... Straciłam go przez własną głupotę, tego już się nie da naprawić.-Zachciało mi się płakać.-Wbiłam nóż w plecy swojemu najlepszemu przyjacielowi.-W tym momencie wybuchłam, nie mogłam już powstrzymywać łez, który cisnęły się pod moimi oczami od czasu tego cholernego gwałtu, od czasu kiedy chłopak ze mną zerwał.
-Nie będę pytać, co mu zrobiłaś. Wiem, że jesteś dobrą dziewczyną i nie zrobiłaś tego umyślnie. Pamiętaj czas leczy rany, jeśli prawdą jest to co mówił w kuchni to poczeka, i przestanie się gniewać napewno wszystko dobrze się ułoży.-Pogłaskała mnie po głowie.
-Nie chcę zniszczyć mu życia, znamy się krótko więc szybko zapomni. Chcę stąd wyjechać...-Postanowiłam.
-Dokąd?-Zapytała przerażona mama.
-Tam gdzie mnie nigdy nie znajdzie, im prędzej zapomni tym będzie lepiej. Niech ułoży sobie życie z normalną dziewczyną, ja zniszczyłam życie wam swoimi problemami, jemu nie chcę.
-Niezniszczyłaś nikomu życia, jeśli chcesz wyjechać dobrze, jesteś dorosła... Ale nie wystraczy jeśli trochę odpoczniesz, masz obowiązki, kontrakt.
-W dupie mam kontrakt! Mam życie, problemy nie obchodzi mnie kontrakt on nie jest ważny!
-Masz obowiązki, których nie możesz się wyrzec, zrozum to. Zresztą, byłam przedchwilą u twojego lekarza... Mam bardzo złe wieści, nie chciałam ci tego mówić, ale skoro jesteś taka dosrosła to przyjemiesz to do wiadomości... Jesteś w ciąży.
-Ale jak to?!-Zapytałam oburzona.-To nie możliwe, przecież z nikim...-Wtedy przypomniało mi się całe ostatnie zdarzenie, wepchnięcie do auta, podjazd pod dom Georga i to co stało się w jego sypialni.Zaczęłam płakać, to niemożliwe, Geo jest ojcem dziecka?
-Kto jest ojcem?-Zapytała mama.-Jesteś dorosła, nie wiem z kim zrobiłaś sobie dziecko, ale przez własną głupotę w wieku 19 lat, zaszłaś w ciąże, a ostrzegałam!-Krzyknęła.-Teraz będziesz tyczeć, co się stało to się nie odstanie. Pewnie, nawet nie wiesz kto jest ojcem, prawda?
-To niemożliwe, to niemożliwe.-Powtarzałam to wkółko, jak osoba chora psychicznie.
-Odpowiesz mi wkońcu? Kto jest ojcem dziecka?
-George! Zadowolona, ojcem mojego dziecka jest mój były menadżer, ta ciąża jest chora, bo zostałam zgwałocona. On chciał mi zniszczyć życie! I zrobił to...-Zaczęłam płakać.
-Ale jak to?-Zapytała zaplątanym głosem. Ale ja już nic jej nie powiedziałam, nie miałam na to siły. Mama bez słowa, wyszła czyli zostałam sama, no może niezupełnie. Jak ja mam niby wychować to dziecko? Jestem młoda, moja kariera się rozkręca. To koniec, moje życie legło w gruzach. Nagle z tych moich rozmyślań wyrwało mnie stukanie do drzwi, olałam to. I wsadziłam głowę pod kołdrę, jednak ktoś wszedł do sali nie reagowałam. Ale coś kazało mi zobaczyć kto to, lekko uchyliłam kołdrę i zobaczyłam Justina. O nie! Napewno mama już mu wszystko powiedziała, co on tu robi?
-Po co to zrobiłaś?-Zapytał głosem, od którego aż chciało krzyczeć się: Przepraszam, jestem idiotką to moja wina. Obiecuję już nigdy więcej tego nie zrobię!
-Ponieważ straciłam wszystko, na czym mi zależało...-Powiedziałam cicho.-Zresztą gdybym mogła powtórzyłabym to, bo zniszczono mi życie.
-Masz na myśli to dziecko?-Zapytał skruszonym głosem.
-Mama ci powiedziała? A prosiłam...
-To nie ona, lekarz, chyba myślał że jestem ojcem dziecka...-Zaśmiał się, ale mi nie było wcale do śmiechu.-Powinnaś się cieszyć, wiesz ile ludzi stara się o dziecko, a im nie wychodzi?
-Ale ja nie chciałam tego dziecka! Zrozumcie to, ja go nie chcę!
-Ale jest twoim dzieckiem, nie ważne kto ojcem... Powinnaś je tak samo kochać, bo ono nie jest niczemu winne.
-Nie jestem gotowa na dziecko... Mam dopiero 19 lat, sama jestem dzieckiem. Nie wyobrażam sobie siebie w roli mamusi, która ma przygotowywać śniadanie dziecku do szkoły.
-Ale jesteś jego mamą, i ten dzidzuś napewno ciebie kocha jak nikogo innego.
-Ty nie rozumiesz co ja przeżywam...
-Może nie do końca, nie zostałem zgwałocony, ale moje serce zostało złamane. Poczułem się jak śmieć.
-Ale nim nie jesteś, wtedy w aucie chciałam ci wszystko wytłumaczyć, ale mi nie pozwoliłeś...
-Megan jesteś najważniejszą kobietą, oczywiście zaraz po mojej mamie.-Uśmiechnął się.-NAjważniejszą kobietą w moim zyciu i jeśli mi pozwolisz, chciałbym, aby twoje dziecko nosiło moje nazwisko i aby mogło mówić do mnie tato...
Jestem nowa :)
Cześć, wszystkim.
To tak jak Ola mówiła, mam na imię Anielka.
Będę ją zastępować przez jakiś czas, mam nadzieję, że mnie też polubicie.
Kiedyś pisałam bloga, którego później usunęłam, ponieważ nie podobała mi się fabuła, choć dużo ludzi mówiło, że świetnie piszę, postanowiłam zabrać się z powrotem do roboty.
Tak ogólnie coś o mnie?
Mam 13 lat, właściwie od Olki jestem starsza o 2 tygodnie, bo urodziny mam 28 grudnia xd
Mieszkam w Warszawie, a i jeszcze poprzednia administratorka prosiła mnie, abyście teraz wiadomości przysyłali na moją pocztę gmail, czyli: anielka.adamczyk@gmail.com
Zaraz będę wpisywać rozdział, który jest już tak jakby napisany, przynajmniej pomysł już jest.
To, wracam do roboty!
Anielka ♥
Ważne wieści
Otóż, ostatnio nie mam czasu, na pisanie tego bloga. A szkoda by było was stracić całkowicie, dlatego zaprosiłam swoją koleżankę Anielkę, aby ona zajęła się tym blogiem. Według mnie umie pisać, mam nadzieję że ją polubicie. Jest bardzo miłą osobą i ma więcej czasu ode mnie. Bardzo mi przykro z tego powodu, że to ona będzie dla was pisać, nie ja. Ale naprawdę nie mam czasu, 6 klasa jest najgorsza w podstawówce. To dozobaczenia!
Olla ♥
P.S. Ja będę tutaj czytelniczką, może powrócę, bo bardzo lubię pisać. Jeszcze raz chcę powiedzieć: bardzo wam dziękuje, za czytanie. Anielka już zaraz zaczyna z tego co mi wiadomo ♥
czwartek, 5 września 2013
7 Rozdział
-Dziękuje, Justin.-Powiedział ten piękny głos, ona tu jest! Powiedziałem co do niej czuje, tak wprost, palant!-Ja chyba też coś do ciebie czuję...Ale nie możemy być razem...-Widziałem, że po jej policzku zaczęły spływać łzy, zaczęła się cofać i wybiegła z domu, słyszałem huk drzwi.
-Głupi wyszło...-Przyznał jej tata.-Poszła do ogrodu, pewnie musi to wszystko przemyśleć.Przepraszam cię Justin.
-Nic się nie stało, ale chyba pójdę z nią pogadać.-Niepewnym ktokiem kierowałem się w stronę szklanych drzwi, widziałem jak siada i chowa twarz w dłoniach to źle wruży. Po cichu podszedłem, usiadłem obok niej i patrzyłem przed siebie.
-Nie jestem gotowa...-Powiedziała przyduszona.-Po tym wszystkim co ostatnio się działo, nie umiem. Próbowałam udawać szczęśliwą choć nie jestem. Nie chce, aby wszyscy dookoła wiedzieli, dziękuje że jesteś ze mną szczery i nie zrozum mnie źle, jesteś super chłopakiem, a ja nie zasługuje na szczęście...-Powiedziała cały czas mając zakrytą twarz, po której domyślam się właśnie, spływały litry łez, wiem że dużo ją kosztowało powiedzieć mi to prosto w twarz.
-Głupoty gadasz...-Stwierdziłem.-Wiem, że nie jesteś gotowa, dlatego nic nie mówiłem, wcześniej. Zasługujesz na szczęście, jak każdy... Wiem, że udawałaś, choć przyznam aktorka jest z ciebie super.-Uśmiechnąłem się do siebie, a ona popatrzyła na mnie z zażenowaniem.-Jeśli tylko chcesz to poczekam, mam czas. NA ciebie warto, ponieważ jesteś wspaniałą dziewczyną, szkoda że tylko ty tego nie widzisz...-Powiedziałem po czym ją przytuliłem i wstałem, chciałem pożegnać się z jej rodzicami i pojadę do domu, ona potrzebuje chwili aby pomyśleć. I tak zrobiłem, gdy wsiadałem do swojego auta, zobaczyłem biegnącą w lusterku postać, była w kapturze i okularach łatwo można było się domyślić kto to. Poczkałem chwilę, ona wsiadła na miejsce pasażera. Szybko, zdjęła okulary i szybko pocałowała, oddawałem pocałunki, dopiero po chwili się oderwaliśmy.
-Jeszcze raz, bardzo ci dziękuje.-Uśmiechnęła się.-Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła...Ale.
-I jak zawsze to cholerne ale!-Krzyknąłem oburzony.
-Ale teraz nie myślę o żadnym chłopaku..-Wtedy musiałem jej przerwać.
-Wiem, że nie jesteś gotowa, Nawet nie wiesz jak to cholernie boli, że nie mogę cię pocałować kiedy chcę, czy pójść do kina na komedie. Nie wiesz co to znaczy kochać kogoś, kto tego nieodwzajemnia!
-Justin, proszę daj mi dokończyć...-Prosiła.
-Wiesz, jakoś nie mam ochoty. Bo to mnie boli, gdy z tobą rozmawiam ja tak nie mogę. My nie możemy się przyjaźnić, nie wytrzymam tego, przepraszam cię.-Ona popatrzyła się na mnie i bez słowa wyszła z auta i poszła do domu, gdy otwierała drzwi spojrzała się na mnie ze łzami w oczach. Odjechałem spod ich domu i zacząłem kierować się do swojego. Gdy dojechałem i do niego wszedłem było tam strasznie pusto, zero ludzi mój głos rozbrzmiewać echem wśród pustych ścian.
*Oczami Megan*
Weszłam do domu ze łzami w oczach, pobiegłam do łazienki... Zamknęłam się na klucz, choć za mną szli rodzce.
-Mam dość życia, jestem beznadziejna... Mój najlepszy przyjaciel ode mnie odszedł, przez moją głupotę.-Mówiłam do siebie pod nosem. Wyjęłam brzytwę, którą mój tata się golił.-Zrobić to, czy nie?-Takie pytania chodziły mi po głowie... Jednak zrobiłam to pocięłam się parę razy, aż syknęłam z bólu. Ale dało mi to pewną ulgę, sama nie wiem. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami.
-Głupi wyszło...-Przyznał jej tata.-Poszła do ogrodu, pewnie musi to wszystko przemyśleć.Przepraszam cię Justin.
-Nic się nie stało, ale chyba pójdę z nią pogadać.-Niepewnym ktokiem kierowałem się w stronę szklanych drzwi, widziałem jak siada i chowa twarz w dłoniach to źle wruży. Po cichu podszedłem, usiadłem obok niej i patrzyłem przed siebie.
-Nie jestem gotowa...-Powiedziała przyduszona.-Po tym wszystkim co ostatnio się działo, nie umiem. Próbowałam udawać szczęśliwą choć nie jestem. Nie chce, aby wszyscy dookoła wiedzieli, dziękuje że jesteś ze mną szczery i nie zrozum mnie źle, jesteś super chłopakiem, a ja nie zasługuje na szczęście...-Powiedziała cały czas mając zakrytą twarz, po której domyślam się właśnie, spływały litry łez, wiem że dużo ją kosztowało powiedzieć mi to prosto w twarz.
-Głupoty gadasz...-Stwierdziłem.-Wiem, że nie jesteś gotowa, dlatego nic nie mówiłem, wcześniej. Zasługujesz na szczęście, jak każdy... Wiem, że udawałaś, choć przyznam aktorka jest z ciebie super.-Uśmiechnąłem się do siebie, a ona popatrzyła na mnie z zażenowaniem.-Jeśli tylko chcesz to poczekam, mam czas. NA ciebie warto, ponieważ jesteś wspaniałą dziewczyną, szkoda że tylko ty tego nie widzisz...-Powiedziałem po czym ją przytuliłem i wstałem, chciałem pożegnać się z jej rodzicami i pojadę do domu, ona potrzebuje chwili aby pomyśleć. I tak zrobiłem, gdy wsiadałem do swojego auta, zobaczyłem biegnącą w lusterku postać, była w kapturze i okularach łatwo można było się domyślić kto to. Poczkałem chwilę, ona wsiadła na miejsce pasażera. Szybko, zdjęła okulary i szybko pocałowała, oddawałem pocałunki, dopiero po chwili się oderwaliśmy.
-Jeszcze raz, bardzo ci dziękuje.-Uśmiechnęła się.-Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła...Ale.
-I jak zawsze to cholerne ale!-Krzyknąłem oburzony.
-Ale teraz nie myślę o żadnym chłopaku..-Wtedy musiałem jej przerwać.
-Wiem, że nie jesteś gotowa, Nawet nie wiesz jak to cholernie boli, że nie mogę cię pocałować kiedy chcę, czy pójść do kina na komedie. Nie wiesz co to znaczy kochać kogoś, kto tego nieodwzajemnia!
-Justin, proszę daj mi dokończyć...-Prosiła.
-Wiesz, jakoś nie mam ochoty. Bo to mnie boli, gdy z tobą rozmawiam ja tak nie mogę. My nie możemy się przyjaźnić, nie wytrzymam tego, przepraszam cię.-Ona popatrzyła się na mnie i bez słowa wyszła z auta i poszła do domu, gdy otwierała drzwi spojrzała się na mnie ze łzami w oczach. Odjechałem spod ich domu i zacząłem kierować się do swojego. Gdy dojechałem i do niego wszedłem było tam strasznie pusto, zero ludzi mój głos rozbrzmiewać echem wśród pustych ścian.
*Oczami Megan*
Weszłam do domu ze łzami w oczach, pobiegłam do łazienki... Zamknęłam się na klucz, choć za mną szli rodzce.
-Mam dość życia, jestem beznadziejna... Mój najlepszy przyjaciel ode mnie odszedł, przez moją głupotę.-Mówiłam do siebie pod nosem. Wyjęłam brzytwę, którą mój tata się golił.-Zrobić to, czy nie?-Takie pytania chodziły mi po głowie... Jednak zrobiłam to pocięłam się parę razy, aż syknęłam z bólu. Ale dało mi to pewną ulgę, sama nie wiem. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)